Język. 1) Kto jest autorem "Pana Tadeusza"? a) Bolesław Prus b) Henryk Sienkiewicz c) Adam Mickiewicz d) Juliusz Słowacki 2) Co decydowało o tym, jak usiedli przy stole goście? a) apetyt b) wiek i zajmowane stanowisko c) wzrost d) wiek 3) Czego oczekiwano od Pana Tadeusza przy stole? a) że będzie zabawiał panny i im usługiwał b) że Z tego fragmentu wyciągamy wniosek, że „Pan Tadeusz” to dzieło o miłości do ojczyzny, do swojskich krajobrazów. W epopei narodowej poeta przedstawił wiele obyczajów szlacheckich. Są one szczegółowo opisane, jakby dla przypomnienia dla starszych albo nauki dla młodszych Polaków, którzy ich jeszcze nie znali. Tadeusz po długiej nieobecności przybywa do rodzinnego domu. Kieruje się do swego dawnego pokoju, ale ze zdziwieniem stwierdza, że komnata ta jest przez kogoś zamieszkiwana. Przez okno panicz dostrzega młodą dziewczynę, która podlewa w ogródku kwiaty. Po chwili panienka wchodzi do pokoju, ale zobaczywszy Tadeusza ucieka. Potrzebuję odpowiedzi na te pytanie z Pana Tadeusza księga 4. Proszę!! 1. Co opiewa narrator na początku księgi 2. Kto obudził Tadeusza 3. Jaki obraz Żyda przedstawia a.mickiewicz w panu Tadeuszu 4. Jaki obraz napoleona przedstawia a.mickiewicz w panu Tadeuszu 5. Jaki obraz zaścianka przedstawia a.mickiewicz w panu Tadeuszu 6. Ten wątek umieszcza w Soplicowie, dokąd przybywa jako emisariusz ksiądz Robak. W księdze XI, Mickiewicz pokazuje, z jakimi wydarzeniami ten rok kojarzy się ludziom. "Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju, A żołnierz rokiem wojny; dotąd lubią starzy. O tobie bajać, dotąd pieśń o tobie marzy". Uroczysta premiera pierwszej adaptacji filmowej "Pana Tadeusza" odbyła się 9 listopada 1928 roku w Warszawie w 10. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Do sali Filharmonii przy ul. Jasnej 5 przybyli o godz. 16.45 najwyżsi dostojnicy państwowi - prezydent Ignacy Mościcki z Małżonką, marszałek Józef Piłsudski z rodziną bndWX. > << Pan Tadeusz – omówienie Najlepsze notatki i opracowanie do Pana Tadeusza na Narodowy epos mistrzowsko zilustrowany przez Jana Marcina Szancera. Kategorie: Książki » Literatura piękna » Społeczno-obyczajowa Książki » Literatura piękna » Proza polska » Powieść polska Język wydania: polski ISBN: 9788372724083 EAN: 9788372724083 Liczba stron: 376 Wymiary: Waga: Data premiery: Sposób dostarczenia produktu fizycznego Sposoby i terminy dostawy: Odbiór osobisty w księgarni PWN - dostawa do 3 dni robocze InPost Paczkomaty 24/7 - dostawa 1 dzień roboczy Kurier - dostawa do 2 dni roboczych Poczta Polska (kurier pocztowy oraz odbiór osobisty w Punktach Poczta, Żabka, Orlen, Ruch) - dostawa do 2 dni roboczych ORLEN Paczka - dostawa do 2 dni roboczych Ważne informacje o wysyłce: Nie wysyłamy paczek poza granice Polski. Dostawa do części Paczkomatów InPost oraz opcja odbioru osobistego w księgarniach PWN jest realizowana po uprzednim opłaceniu zamówienia kartą lub przelewem. Całkowity czas oczekiwania na paczkę = termin wysyłki + dostawa wybranym przewoźnikiem. Podane terminy dotyczą wyłącznie dni roboczych (od poniedziałku do piątku, z wyłączeniem dni wolnych od pracy). Adam Mickiewicz ur. 1798 - zm. 1855 Adam Mickiewicz ( – jeden z najważniejszych polskich poetów, wieszcz narodowy. Uznaje się go za największego poetę polskiego romantyzmu oraz literatury polskiej. Zalicza się do najwybitniejszych twórców dramatu romantycznego w Polsce i Europie: porównuje się go do Byrona i Goethego. Jego najpopularniejsze utwory to ballady, powieści poetyckie, dramat Dziady oraz epopeja narodowa Pan Tadeusz. Debiutował Zimą miejską na łamach „Tygodnika Wileńskiego” w 1818 roku, za jego właściwy debiut uznaje się jednak Ballady i romanse opublikowane w 1822 roku. Utwór Romantyczność otwierający cykl był przyczynkiem do dyskusji nad romantyzmem i oświeceniem. Najnowsze badania udowadniają jednak, że Mickiewicz nie stawał w opozycji do oświecenia, a nawet korzystał z jego dorobku. Liczne pomniki wieszcza można znaleźć nie tylko w całej Polsce, lecz także na Ukrainie, Litwie, Białorusi, w Rosji, Francji, Czechach czy Bułgarii. Nazwisko Mickiewicza przyjął Uniwersytet w Poznaniu, istnieje również teatr jego imienia, a także różne inne instytucje, ulice, place itd. KSIĘGA SZÓSTA. ZAŚCIANEK.[1] TREŚĆ. Piérwsze ruchy wojenne zajazdu — Wyprawa Protazego — Robak s Pa-nem Sędzią radzą o rzeczy publicznéj — Dalszy ciąg wyprawy Pro-tazego bezskutecznéj — Ustęp o konopiach — Zaścianek szla-checki Dobrzyn — Opisanie domostwa i osoby Maćka Do-brzyńskiego. Nieznacznie z wilgotnego wykradał się mroku Świt bez rumieńca; wiodąc dzień bez światła w oku. Dawno wszedł dzień, a jeszcze ledwie jest widomy. Mgła wisiała nad ziemią, jak strzecha ze słomy Nad ubogą Litwina chatką; w stronie wschodu Widać z bielszego nieco na niebie obwodu, Że słońce wstało, tędy ma sstąpić na ziemię, Lecz idzie nie wesoło i po drodze drzemie. Za przykładem niebieskim, wszystko się spóźniło Na ziemi; bydło późno na paszę ruszyło, I zdybało zające przy poźném śniadaniu; One zwykły do gajów wracać o świtaniu, Dziś okryte tumanem, te mokrzycę chrupią, Te jamki w roli kopiąc, parami się kupią, I na wolném powietrzu myślą użyć wczasu; Ale przed bydłem muszą powracać do lasu. I w lasach cisza. Ptaszek zbudzony nie śpiewa, Otrząsnął piérze z rosy, tuli się do drzewa, Głowę wciska w ramiona, oczy znowu mruży I czeka słońca. Kędyś u brzegów kałuży Klekce bocian; na kopach siedzą wrony zmokłe, Rozdziawiwszy się ciągną gawędy rozwlokłe, Obrzydłe gospodarzom jako wróżby słoty. Gospodarze już dawno wyszli do roboty. Już zaczęły żniwiarki swą piosnkę zwyczajną, Jak dzień słotny ponurą, tęskną, jednostajną, Tém smutniejszą że dźwięk jéj w mgłę bez echa wsiąka; Chrząsnęły sierpy w zbożu, ozwała się łąka, Rząd kosiarzy otawę siekących wciąż brząka, Pogwizdując piosenkę; s końcem każdéj zwrotki Stają, ostrzą żelczca i w takt kują w młotki. Ludzi we mgle nie widać, tylko sierpy, kosy, I pieśni brzmią, jak muzyk niewidzialnych głosy. W środku na snopie zboża Ekonom usiadłszy Nudzi się, kręci głową, roboty nie patrzy, Pogląda na gościniec, na drogi rosstajne, Kędy działy się jakieś rzeczy nadzwyczajne. Na gościńcu i drogach od samego ranka Panuje ruch niezwykły; stąd chłopska furmanka Skrzypi, lecąc jak poczta, stąd szlachecka bryka Czwałem tarkocze, drugą i trzecią spotyka: Z lewéj drogi posłaniec jak kuryer goni, S prawéj przebiegło w zawód kilkanaście koni, Wszyscy spieszą, ku różnym kierują się stronom: Co to ma znaczyć? Powstał ze snopa Ekonom. Chciał przypatrzyć się, spytać; długo stał nad drogą, Daremnie wołał, nie mógł zatrzymać nikogo, Ni poznać we mgle. Jezdni migają jak duchy, Tylko słychać raz po raz tentent kopyt głuchy, I co dziwniejsza jeszcze, szczękanie pałaszy: Bardzo to Ekonoma i cieszy i straszy. Bo choć na Litwie było naonczas spokojnie, Dawno już wieści głuche biegały o wojnie, O Francuzach, Dąbrowskim, o Napoleonie. Miałyżby wojnę wróżyć ci jezdzcy? te bronie?. Ekonom pobiegł wszystko Sędziemu powiedziéć, Spodziéwając się i sam czegoś się dowiedzieć. W Soplicowie domowi i goście po kłótni Wczorajszéj, wstali s siebie nieradzi i smutni. Próżno Wojszczanka damy na kabałę sprasza, Mężczyznom próżno karty dają do marjasza, Nie chcą bawić się ni grać, siedzą cicho w kątkach, Mężczyzni palą lulki, kobiéty przy prątkach; Nawet spią muchy. Wojski, rzuciwszy łopatkę, Znudzony ciszą, idzie pomiędzy czeladkę. Woli w kuchennéj słuchać ochmistrzyni krzyków, Groźb i razów kucharza, hałasu kuchcików; Aż go powoli wprawił w przyjemne marzenie, Ruch jednostajny rożnów kręcących pieczenie. Sędzia od rana pisał zamknąwszy się w izbie, Woźny od rana czekał pod oknem na przyzbie; Sędzia skończywszy pozew, Protazego wzywa, Skargę przeciw Hrabiemu głośno odczytywa: O skrzywdzenie honoru, zelżywe wyrazy, Zaś przeciw Gerwazemu o gwałty i razy; Obudwu o przechwałki, o koszta s powodu Processu, ciągnie w rejestr taktowy do grodu. Pozew dziś trzeba wręczyć ustnie, oczywisto, Nim zajdzie słońce. Woźny z miną uroczystą Wysiągnął słuch i rękę, skoro pozew zoczył; Stał poważnie, a radby z radości podskoczył. Na samą myśl processu czuł że się odmłodził: Wspomniał na dawne lata, gdy s pozwami chodził Po guzy ale razem po zapłaty hojne. Tak żołnierz, który strawił życie tocząc wojnę, A na starość w szpitalach spoczywa kaleki: Skoro usłyszy trąbę lub bęben daleki, Chwyta się z łoża, krzyczy przez sen: bij moskala! I na drewnianéj nodze skacze ze szpitala Tak prędko, że go ledwie może złowić młodzież. Protazy śpieszył włożyć swą woźnieńską odzież: Przecież żupana ani kontusza nie kładzie, One służą ku wielkiéj sądowéj paradzie; Na podróż ma strój inny: szerokie rajtuzy I kurtę, któréj poły podpięte na guzy Można zakasać albo spuścić na kolana; Czapka z uszami, sznurkiem u wierzchu związana, Wznosi się na pogodę, spuszcza się przed słotą. Tak ubrany wziął pałkę i ruszył piechotą, Bo woźni przed processem, jak szpiegi przed bojem, Muszą kryć się pod różną postacią i strojem. Dobrze zrobił Protazy że w drogę pospieszył, Bo niedługoby swoim pozwem się nacieszył. W Soplicowie zmieniano kampanii plany, Do Sędziego wpadł nagle Robak zadumany, I rzekł: Sędzio, to biéda nam s tą panią ciotką, S tą panią Telimeną kokietką i trzpiotką. Kiedy Zosia została dzieckiem w biédnym stanie, Jacek ją Telimenie dał na wychowanie, Słysząc że jest osoba dobra, świat znająca, A postrzegam że ona coś tu nam zamąca, Intryguje i pono Tadeuszka wabi; Śledzę ją; albo może bierze się do Hrabi, Może do obu razem: obmyślmy więc środki Jak się jéj pozbyć, bo stąd mogą urość plotki, Zły przykład i pomiędzy młokosami zwady, Które mogą pomieszać twe prawne układy. — — Układy? krzyknął Sędzia z niezwykłym zapałem, Z układów kwita, już je skończyłem, zerwałem. — A to co? przerwał Robak, gdzie rozum, gdzie głowa, Co tu mi Wasze bajasz, jaka burda nowa? — — Nie z méj winy, rzekł Sędzia, process to wyjaśni: Hrabia pyszałek, głupiec, był przyczyną waśni, I Gerwazy łotr; lecz to do Sądu należy. Szkoda żeś niebył, Księże, w zamku na wieczerzy, Poświadczyłbyś jak Hrabia srodze mnie obraził. — — Po coś Waść, krzyknął Robak, do tych ruin łaził, Wiesz jak zamku nie cierpię; odtąd moja noga Tam nie postanie. Znowu kłótnia! kara Boga! Jakże tam było? powiedz; trzeba tę rzecz zatrzeć, Już mię znudziło wreszcie na tyle głupstw patrzéć, Ważniejsze ja mam sprawy niż godzić pieniaczy, Ale jeszcze raz zgodzę — Zgodzić? Cóż to znaczy! A idźże mi Waść wreszcie s tą zgodą do licha! Przerwał Sędzia tupnąwszy nogą, patrzcie mnicha! Że go przyjmuję grzecznie, chce mnie za nos wodzić. Wiedź Wasze że Soplice nie zwykli się godzić; Gdy pozwą, muszą wygrać: nieraz w ich imieniu Trwał process aż wygrali w szóstém pokoleniu. Dosyć zrobiłem głupstwa s porady Waszeci Zwołując podkomorskie sądy po raz trzeci. Od dzisiaj niéma zgody, niema, niema, niema. (I krzycząc chodził, tupał nogami obiema,) Prócz tego za wczorajszy niegrzeczny uczynek Musi mnie deprekować, albo pojedynek! — — Ale Sędzio, cóż będzie jak się Jacek dowie? Wszak on umrze z rospaczy! Czyliż Soplicowie Nie narobili jeszcze w tym zamku dość złego! Bracie! wspominać nie chcę wypadku strasznego. Wiesz także że część gruntów od zamku dziedzica Zabrała i Soplicom dała Targowica. Jacek za grzech żałując, musiał był ślubować Pod absoluciją, dobra te restytuować. Wziął więc Zosię, Horeszków dziedziczkę ubogą, Hodować, wychowanie jéj opłacał drogo. Chciał ją Tadeuszkowi swojemu wyswatać, I tak dwa poróżnione domy znowu zbratać, I dziedziczce bez wstydu ustąpić grabierzy. — Lecz cóż to? krzyknął Sędzia, co do mnie należy? Ja się nie znałem, nawet nie widziałem z Jackiem; Ledwiem słyszał o jego życiu hajdamackiem, Siedząc wtenczas retorem w jezuickiéj szkole, Potém u wojewody służąc za pacholę. Dano mi dobra, wziąłem; kazał przyjąć Zosię, Przyjąłem, hodowałem, myślę o jéj losie: Dość mnie nudzi ta cała historya babia! A potém czegoż jeszcze wlazł mi tu ten Hrabia? Z jakiém prawem do zamku? Wszak wiész przyjacielu, On Horeszkom dziesiąta woda na kisielu![2] I ma mnie lżyć? a ja go zapraszać do zgody! — — Bracie! rzekł Ksiądz, ważne są do tego powody. Pamiętasz że Jacek chciał do wojska słać syna, Potém w Litwie zostawił: cóż w tém za przyczyna? Oto w domu Ojczyznie potrzebniejszy będzie. Słyszałeś pewnie o czém już gadają wszędzie, O czém ja wiadomostki przynosiłem nieraz: Teraz czas już powiedziéć wszystko, czas już teraz! Ważne rzeczy, mój bracie! Wojna tuż nad nami! Wojna o Polskę! bracie! Będziem Polakami! Wojna niechybna. Kiedy s poselstwem tajemném Tu biegłem, wojsk forpoczty już stały nad Niemnem; Napoleon już zbiéra armiję ogromną, Jakiéj człowiek nie widział i dzieje nie pomną; Obok Francuzów ciągnie polskie wojsko całe, Nasz Józef, nasz Dąbrowski, nasze orły białe! Już są w drodze, na piérwszy znak Napoleona Przejdą Niemen, i bracie! Ojczyzna wskrzeszona! — Sędzia słuchając, zwolna okulary składał, I wpatrując się mocno w Księdza, nic nie gadał, Westchnął głęboko, w oczach łzy się zakręciły.... Wreszcie porwał za szyję Księdza s całéj siły, — Mój Robaku! wołając, czy to tylko prawda? Mój Robaku! powtarzał, czy to tylko prawda? Ileż razy zwodzono! Pamiętasz? gadali: Napoleon już idzie! i my już czekali! Gadano: już w Koronie, już Prusaka pobił, Wkracza do nas! A on! co? Pokój w Tylży zrobił! Czy tylko prawda? Czy ty nie zwodzisz sam siebie? — — Prawda, zawołał Robak, jak Pan Bóg na niebie! — — Błogosławioneż niechaj będą usta, które To zwiastują, rzekł Sędzia, wznosząc ręce w górę. Nie pożałujesz twego poselstwa Robaku, Nie pożałuje klasztor; dwieście owiec z braku Daję na klasztor. Księże, tyś się wczoraj palił Do mojego kasztanka i gniadosza chwalił, Dziś, zaraz w tym kwestarskim wozie pójdą oba; Dziś proś mnie o co zechcesz, co ci się podoba, Nie odmówię! Lecz o tym interesie całym Z Hrabią, daj pokój; skrzywdził mnie, już zapozwałem, Czyż wypada? — Załamał ręce Ksiądz zdziwiony. Wlepiwszy oczy w Sędzię, ruszywszy ramiony, Rzekł: To gdy Napoleon wolność Litwie niesie, Gdy świat drży cały, to ty myślisz o processie? I jeszczeż po tém wszyskiém com tobie powiedział, Będziesz spokojnie, ręce założywszy, siedział, Gdy działać trzeba! — Działać? Cóż? Sędzia zapytał. — Jeszcześ, rzekł Robak, z oczu moich nie wyczytał? Jeszcze serce nic tobie nie gada? Ach bracie, Jeźli Soplicowskiéj krwi kroplę w żyłach macie, Uważ tylko: Francuzi uderzają s przodu? A gdyby s tyłu zrobić powstanie narodu? Co myślisz? Niechno Pogoń zarży, niech na Żmudzi Niedźwiedź ryknie! Ach gdyby jakie tysiąc ludzi, Gdyby choć pięćset s tyłu na Moskwę natarło, Powstanie jako pożar wkoło rozpostarło, Gdybyśmy my, nabrawszy Moskwie harmat, znaków, Zwycięscy szli powitać wybawców rodaków? Ciągniemy! Napoleon widząc nasze lance, Pyta co to za wojsko, my krzyczym: Powstańce Najjaśniejszy Cesarzu! Litwa ochotnicy! Pyta: pod czyją wodzą? — Sędziego Soplicy! Ach któżby potém pisnąć śmiał o Targowicy? Bracie, póki Ponarom stać, Niemnowi płynąć, Póty w Litwie Sopliców imieniowi słynąć, Wnuków, prawnuków będzie Jagiełłów stolica Wskazywać palcem, mówiąc: oto jest Soplica, S tych Sopliców co piérwsi zrobili powstanie! — A na to Sędzia: Mniejsza o ludzkie gadanie, Nigdy nie dbałem bardzo o pochwały świata, Bóg świadkiem żem niewinien grzechów mego brata, W politykę jam nigdy bardzo się niewdawał, Urzędując i orząc mojéj ziemi kawał: Lecz jestem szlachcic, radbym plamę rodu zmazać; Jestem Polak, dla kraju radbym coś dokazać, Choć duszę oddać. W szable nie byłem zbyt tęgi, Wszakże biérali ludzie i odemnie cięgi, Wié świat że w czasie polskich ostatnich sejmików Wyzwałem i zraniłem dwoch braci Buzwików, Którzy... Ale to mniejsza. Jakże Wasze myśli? Czy potrzeba żebyśmy zaraz w pole wyszli? Strzelców zebrać, rzecz łatwa; prochu mam dostatek, W plebanii u księdza jest kilka armatek, Przypominam iż Jankiel mówił iż u siebie Ma groty do lanc, że je mogę wziąć w potrzebie, Te groty przywiózł w pakach gotowych s Królewca Pod sekretem; weźmiem je, zaraz zrobim drzewca, Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie, Ja s synowcem na czele, i? — jakoś to będzie! — — O polska krwi! Zawołał Bernardyn wzruszony, Z otwartemi skoczywszy na Sędzię ramiony, Prawe dziécię Sopliców! Tobie Bóg przeznacza, Oczyścić grzechy brata twojego tułacza; Zawszem ciebie szanował, ale od téj chwili Kocham cię jak gdybyśmy bracią sobie byli. Przygotujemy wszystko, lecz wyjść nie czas jeszcze, Ja sam wyznaczę miejsce i czas wam obwieszczę. Wiém że car wysłał gońców do Napoleona Prosić o pokój; wojna nie jest ogłoszona; Lecz książe Józef słyszał od pana Biniona, Francuza co należy do cesarskiéj rady, Że się na niczém skończą wszystkie te układy, Że będzie wojna. Książe wysłał mnie na zwiady, Z roskazem żeby byli Litwini gotowi Dowieść przychodzącemu Napoleonowi, Że chcą złączyć się znowu s siostrą swą, Koroną, I żądają ażeby Polskę przywrócono. Tymczasem bracie s Hrabią trzeba przyjść do zgody; Jestto dziwak, fantastyk trochę, ale młody, Poczciwy, dobry Polak; potrzebny nam taki, W rewolucyach bardzo potrzebne dziwaki, Wiém z doświadczenia; nawet głupi się przydadzą Byle tylko poczciwi i pod mądrych władzą. Hrabia pan, ma u szlachty wielkie zachowanie, Cały powiat ruszy się jeźli on powstanie; Znając jego majątek każdy szlachcic powie, Musi to być rzecz pewna gdy z nią są panowie. Biegę do niego zaraz. — Niech się pierwszy zgłosi, Rzekł Sędzia, niech przyjedzie tu, niech mnie przeprosi, Wszak jestem starszy wiekiem, jestem na urzędzie! Co się tyczé processu sąd arbitrów będzie... Bernardyn trzasnął drzwiami. — No, szczęśliwa droga, Rzekł Sędzia. Ksiądz wpadł w powóz stojący u proga, Tnie biczem konie, łechce lejcami po bokach; Furknęła kałamaszka, ginie w mgły obłokach, Tylko kiedy niekiedy kaptur mnicha bury Wznosi się nad tumany, jako sęp nad chmury. Woźny już dawniéj wyszedł ku domowi Hrabi. Jak lis bywalec, gdy go woń słoniny wabi, Bieży ku niéj a strzelców zna fortele skryte, Bieży, staje, przysiada coraz, wznosi kitę I wiatr nią jak wachlarzem ku swym nozdrzom tuli, Pyta wiatru czy strzelcy jadła nie zatruli: Protazy zeszedł z drogi, i wzdłuż sianożęci Krąży około domu; pałkę w ręku kręci, Udaje że obaczył kędyś bydło w szkodzie, Tak zręcznie lawirując stanął przy ogrodzie; Schylił się, bieży, rzekłbyś iż derkacza tropi, Aż nagle skoczył przez płot i wpadł do konopi. W téj zielonéj, pachnącéj i gęstéj krzewinie, Koło domu, jest pewny przytułek zwierzynie I ludziom. Nieraz zając zdybany w kapuście, Skacze skryć się w konopiach bespieczniéj niż w chruście, Bo go dla gęstwi ziela ani chart nie zgoni, Ani ogar wywietrzy dla zbyt tęgiéj woni. W konopiach człowiek dworski, uchodząc kańczuka Lub pięści, siedzi cicho aż się pan wyfuka. I nawet często zbiegli od rekruta chłopi Gdy ich rząd śledzi w lasach, siedzą śród konopi. I stądto w czasie bitew, zajazdów, tradowań, Obie strony nie szczędzą wielkich usiłowań Ażeby stanowisko zająć konopiane, Które s przodu ciągnie się aż pod dworską ścianę, A s tyłu pospolicie stykając się s chmielem, Kryie attak i odwrót przed nieprzyjacielem. Protazy, choć człek śmiały, uczuł nieco strachu: Bo przypomniał s samego rośliny zapachu Różne swoje dawniejsze woźnieńskie przypadki. Jedne po drugich, biorąc konopie za świadki: Jako raz zapozwany szlachcic s Telsz Dzindolet, Roskazał mu, oparłszy o piersi pistolet, Wleść pod stół i ów pozew psim głosem odszczekać, Że Woźny musiał co tchu w konopie uciekać. Jak poźniéj Wołodkowicz, pan dumny, zuchwały,[3] Co rospędzał sejmiki, gwałcił trybunały, Przyjąwszy urzędowy pozew, zdarł na szuki, I postawiwszy przy drzwiach s kijami hajduki, Sam nad Woźnego głową trzymał goły rapiér, Krzycząc: albo cię zetnę, albo zjédz twój papiér; Woźny niby jeść zaczął jak człowiek rostropny, Aż skradłszy się do okna wpadł w ogród konopny. Wprawdzie już wtenczas w Litwie nie było zwyczajem Opędzać się od pozwów szablą lub nahajem, I ledwie Woźny czasem usłyszał łajanie: Ale Protazy o téj obyczajów zmianie Wiedzieć nie mógł, bo dawno już pozwów nie naszał. Choć zawsze gotów, choć się Sędziemu sam wpraszał, Sędzia dotąd, przez winny wzgląd na lata stare, Odmawiał jego prośbom; dziś przyjął ofiarę Dla naglącéj potrzeby. Woźny patrzy, czuwa — Cicho wszędzie — w konopie zwolna ręce wsuwa, I roschylając gęstwę badylów, w jarzynie Jako rybak pod wodą nurkujący płynie: Wzniósł głowę — cicho wszędzie — do okien się skrada — Cicho wszędzie — przez okna głąb' pałacu bada — Pusto wszędzie — Na ganek wchodzi nie bez strachu, Odmyka klamkę — pusto jak w zaklętym gmachu; Dobywa pozew, czyta głośno oświadczenie. A wtém usłyszał turkot, uczuł serca drżenie, Chciał uciec; gdy ode drzwi zaszła mu osoba — Szczęściem znajoma! Robak! Zdziwili się oba. Widno że Hrabia kędyś ruszył s całym dworem, I bardzo spieszył, bo drzwi zostawił otworem. Widać że się uzbrajał; leżały dwórurki I sztucce na podłodze, daléj sztenfle, kurki, I narzędzia ślósarskie któremi rynsztunki Poprawiano: proch, papiér; robiono ładunki. Czy Hrabia s całym dworem wyjechał na łowy? Ale po coż broń ręczna? Tu szabla bez głowy Zardzewiała, tam leży szpada bez temlaku: Zapewne wybiérano oręż s tego braku, I poruszono nawet stare broni składy. Robak obejrzał pilnie rusznice i szpady, A potém do folwarku wybrał się na zwiady, Szukając sług żeby się rospytał o Hrabię; W pustym folwarku ledwie wynalazł dwie babie, Od których słyszy że pan i dworska drużyna Ruszyli tłumnie, zbrojnie, drogą do Dobrzyna. Słynie szeroko w Litwie Dobrzyński Zaścianek Męstwem swoich szlachciców, pięknością szlachcianek. Niegdyś możny i ludny; bo gdy król Jan trzeci Obwołał pospolite ruszenie przez wici[4], Chorąży wojewodztwa, s samego Dobrzyna Przywiódł mu sześćset zbrojnéj szlachty. Dziś rodzina Zmniejszona, zubożała; dawniéj w pańskich dworach, Lub wojsku, na zajazdach, sejmikowych zborach Zwykli byli Dobrzyńscy żyć o łatwym chlebie. Teraz zmuszeni sami pracować na siebie Jako zaciężne chłopstwo! tylko że siermięgi Nie noszą, lecz kapoty białe w czarne pręgi, A w niedzielę kontusze. Strój także szlachcianek Najuboższych różni się od chłopskich katanek: Zwykle chodzą w drylichach albo perkaliczkach, Bydło pasą nie w łapciach s kory, lecz w trzewiczkach, I żną zboże a nawet przędą w rękawiczkach. Różnili się Dobrzyńscy między Litwą bracią Językiem swoim, tudzież wzrostem i postacią. Czysta krew Lacka, wszyscy mieli czarne włosy, Wysokie czoła, czarne oczy, orle nosy; Z Dobrzyńskiéj ziemi ród swój starożytny wiedli. A choć od lat czterystu na Litwie osiedli, Zachowali mazurską mowę i zwyczaje. Jeźli który z nich dziecku imie na chrzcie daje, Zawsze zwykł za patrona brać Koronijasza, Swiętego Bartłomieja albo Matyasza. Tak syn Macieja zawzdy zwał się Bartłomiejem, A znowu Bartłomieja syn zwał się Maciejem; Kobiéty wszystkie chrzczono Kachny lub Maryny. By rozeznać się wpośród takiéj mieszaniny, Brali różne przydomki od jakiéj zalety Lub wady, tak mężczyzni jako i kobiety. Mężczyznom czasem kilka dawano przydomków, Na znak pogardy albo szacunku spółziomków; Czasem jedenże szlachcic inaczéj w Dobrzynie, A pod inném nazwiskiem u sąsiadów słynie. Dobrzyńskich naśladując inna szlachta bliska Brała również przydomki, zwane imioniska.[5] Teraz ich każda prawie używa rodzina, A rzadki wié iż mają początek z Dobrzyna, I były tam potrzebne; kiedy w reszcie kraju Głupiém naśladownictwem weszły do zwyczaju. Więc Matyasz Dobrzyński, który stał na czele Całéj rodziny, zwan był Kurkiem na kościele. Potém s siedemset dziewięć-dziesiąt czwartym rokiem, Odmieniwszy przydomek ochrzcił się Zabokiem; Toż Królikiem Dobrzyńscy mianują go sami, A Litwini nazwali Maćkiem nad Maćkami. Jak on nad Dobrzyńskimi, dom jego nad siołem Panował, stojąc między karczmą i kościołem. Widać rzadko zwiédzany, mieszka w nim hołota, Bo brama sterczy bez wrot, ogrody bez płota, Nie zasiane, na grzędach już porosły brzozki: Przecież ten folwark zdał się być stolicą wioski, Iż kształtniejszy od innych chat, bardziéj rozległy, I prawą stronę gdzie jest świetlica miał s cegły. Obok lamus, spichrz, gumno obora i stajnie, Wszystko w kupie, jak bywa u szlachty zwyczajnie; Wszystko nadzwyczaj stare, zgniłe; domu dachy Swiéciły się jak gdyby od zielonéj blachy Od mchu i trawy, która buja jak na łące. Po strzechach gumien, niby ogrody wiszące, Różnych roslin, pokrzywa i krokos czerwony, Zółta dziewanna, szczyru barwiste ogony, Gniazda ptastwa różnego, w strychach gołębniki, W oknach gniazda jaskółcze, u progu króliki Białe skaczą i ryją w niedeptanéj darni. Słowem dwór nakształt klatki albo królikarni. A dawniéj był obronny! Pełno wszędzie śladow, Że wielkich i że częstych doznawał napadów. Pod bramą dotąd w trawie, jak dziecięca głowa, Wielka, leżała kula żelazna działowa Od czasów szwedzkich: niegdyś skrzydło wrót otwarte Bywało o tę kulę jak o głaz oparte. Na dziedzińcu spomiędzy piołunu i chwastu Wznoszą sie stare szczęty krzyżow kilkunastu, Na ziemi nieświęconéj; znak że tu chowano Poległych śmiercią nagłą i niespodziéwaną. Ktoby uważał z bliska lamus, spichrz i chatę, Ujrzy ściany od ziemi do szczytu pstrokate Niby rojem owadów czarnych; w każdéj plamie Siedzi we środku kula jak czmiel w ziemnéj jamie. U drzwi domostwa wszystkie klhaki, ćwieki, haki, Albo ucięte, albo noszą szabel znaki: Pewnie tu probowano hartu Zygmuntówek, Któremi można śmiało ćwieki obciąć z główek, Lub hak przerżnąć, w brzeszczocie nie zrobiwszy szczerby. Nade drzwiami, Dobrzyńskich widne były herby; Lecz armaturę, sérów zasłoniły pułki, I zasklepiły gęsto gniazdami jaskółki. Wewnątrz samego domu, w stajni i wozowni, Pełno znajdziesz rynsztunków jak w staréj zbrojowni. Pod dachem wiszą cztéry ogromne szyszaki, Ozdoby czół marsowych: dziś Wenery ptaki Gołębie w nich gruchając karmią swe pisklęta. W stajni kolczuga wielka nad żłobem rospięta I pierścieniasty pancerz służą za drabinę, W którą chłopiec zarzuca źrebcom dzięcielinę. W kuchni kilka rapiérów kucharka bezbożna Odhartowała, kładąc je w piec zamiast rożna; Buńczukiem, łupem z Wiednia, otrzepywa żarna: Słowem wygnała Marsa Ceres gospodarna, I panuje s Pomoną, Florą, i Wertumnem Nad Dobrzyńskiego domem, stodołą i gumnem. Ale dziś muszą znowu ustąpić Boginie: Mars powraca. O świcie zjawił się w Dobrzynie Konny posłaniec; biega od chaty do chaty, Budzi jak na pańszczyznę; wstają szlachta braty, Napełniają się ciżbą zaścianku ulice, Słychać krzyk w karczmie, widać w plebanji świce; Biegą; jeden drugiego pyta co to znaczy, Starzy składają radę, młódź konie kulbaczy, Kobiety zatrzymują, chłopcy się szamocą, Rwą się biédz, bić się, ale nie wiedzą s kim, o co! Muszą chcąc niechcąc zostać. W mieszkaniu plebana Trwa rada długa, tłumna, strasznie zamieszana, Aż nie mogąc zdań zgodzić, nakoniec stanowi Przełożyć całą sprawę Ojcu Maciejowi. Siedmdziesiąt dwa lat liczył Maciéj, starzec dziarski, Niskiego wzrostu, dawny Konfederat Barski. Pamiętają i swoi i nieprzyjaciele Jego damaskowaną krzywą karabelę, Którą piki i sztyki rzezał nakształt sieczki, I któréj żartem skromne dał imie rózeczki. S konfederata stał się stronnikiem królewskim, I trzymał s Tyzenhauzem Podskarbim litewskim; Lecz gdy król w Targowicy przyjął uczestnictwo, Maciéj opuścił znowu królewskie stronnictwo. I stądto że przechodził partyj tak wiele, Nazywany był dawniéj Kurkiem na kościele, Że jak kurek za wiatrem chorągiewkę zwracał. Przyczynę zmian tak częstych napróżnobyś macał: Może Maciéj zbyt wojnę lubił, zwyciężony W jednéj stronie, znów bitwy szukał z drugiéj strony? Może bystry polityk duch czasu zbadywał, I tam szedł gdzie Ojczyzny dobro upatrywał? Kto wié! to pewna że go nigdy nie uwiodły Ani chęć osobistéj chwały, ni zysk podły, I że nigdy z moskiewską partyą nie trzymał; Na sam widok Moskala pienił się i zżymał. By nie spotkać Moskala po kraju zaborze, Siedział w domu jak niedźwiedź gdy ssie łapę w borze. Ostatni raz wojował poszedłszy z Ogińskim Do Wilna, gdzie służyli oba pod Jasińskim, I tam z rózeczką cudów dokazał odwagi. Wiadomo że sam jeden skoczył z wałów Pragi Bronić pana Pocieja[6], który odbieżany Na placu boju, dostał dwadzieścia trzy rany. Myślano długo w Litwie że obu zabito, Wrócili oba, każdy pokłóty jak sito. Pan Pociej, zacny człowiek, chciał zaraz po wojnie Obrońcę Dobrzyńskiego wynagrodzić hojnie, Dawał mu folwark pięciu dymów w dożywocie, I wyznaczył mu rocznie tysiąc złotych w złocie. Lecz Dobrzyński odpisał: niech Pociej Macieja A nie Maciéj Pocieja ma za dobrodzieja. Odmówił więc folwarku i nieprzyjął płacy; Sam wróciwszy do domu, żył z własnéj rąk pracy, Sprawując ule dla pszczół, lekarstwa dla bydła, Szląc na targ kuropatwy które łowił w sidła, I polując na zwierza. Było dość w Dobrzynie Starych ludzi rostropnych, którzy po łacinie Umieli, i w Palestrze ćwiczyli się z młodu; Było dość majętniejszych; a s całego rodu Maciek prostak ubogi był najwięcéj czczony, Nie tylko jako rębacz rózeczką wsławiony, Lecz jako człek mądrego i pewnego zdania, Znający dzieje kraju, rodziny podania, Zarówno świadom prawa jak i gospodarstwa. Wiedział także sekreta strzelców i lekarstwa, Przyznawano mu nawet (czemu pleban przeczy) Wiadomość nadzwyczajnych i nadludzkich rzeczy. To pewna że powietrza zmiany zna dokładnie, I częściéj niż kalendarz gospodarski zgadnie. Nie dziw tedy że czy to siejbę rozpoczynać, Czy wiciny wyprawiać, czy zboże zażynać, Czy processować, czyli zawierać układy, Nie działo się w Dobrzynie nic bez Maćka rady. Wpływu takiego starzec bynajmniéj nie szukał, Owszem chciał się go pozbyć, klientów swych fukał, I najczęściéj wypychał milczkiem za drzwi domu, Rady rzadko udzielał i nielada komu, Ledwie w niezmiernie ważnych sporach lub umowach Pytany wyrzekł zdanie i w niewielu słowach. Myślano że dzisiejszéj podejmie się sprawy I stanie swą osobą na czele wyprawy; Bo bijatykę lubił niezmiernie za młodu, I był nieprzyjacielem moskiewskiego rodu. Właśnie staruszek chodził po samotnym dworze Nucąc piosenkę Kiedy ranne wstają zorze, Rad że się wypogadza; mgła nie szła do góry, Jak się dziać zwykło kiedy zbierają się chmury, Ale coraz spadała; wiatr rozwinął dłonie I mgłę muskał, wygładzał, rozscielał na błonie, Tymczasem słonko z góry tysiącem promieni Tło przetyka, posrébrza, wyzłaca, rumieni. Jak para mistrzów w Słucku lity pas wyrabia, Dziewica siedząc w dole krośny ujedwabia I tło ręką wygładza, tymczasem tkacz z góry Zrzuca jéj nitki srébra, złota i purpury, Tworząc barwy i kwiaty: tak dziś ziemię całą Wiatr tumanami osnuł a słońce dzierżgało. Maciéj ogrzał się słońcem, zakończył pacierze, I już się do swojego gospodarstwa bierze. Wyniósł traw, liścia; usiadł przed domem i świsnął: Na ten świst rój królików s pod ziemi wytrysnął. Jako narcyzy nagle wykwitłe nad trawę, Bielą się długie słuchy; pod niemi jaskrawe Przeświecają się oczki, jak krwawe rubiny Gęsto wszyte w aksamit zielonéj darniny. Już króliki na łapkach stają, każdy słucha, Patrzy, nakoniec cała trzódka białopucha Bieży do starca liśćmi kapusty znęcona, Do nóg mu, na kolana skacze, na ramiona; On sam biały jak królik lubi ich gromadzić W koło siebie i ręką ciepły ich puch gładzić, A drugą ręką s czapki proso w trawę miota Dla wróblów, spada z dachów krzykliwa chołota. Gdy się staruszek bawił widokiem biesiady, Nagle króliki znikły w ziemi, a gromady Wróblów na dach uciekły przed gośćmi nowymi Którzy szli do folwarku krokami prędkiemi. Bylito s plebanii przez szlachty gromadę Posłowie wyprawieni do Maćka po radę. Zdala witając starca niskiemi ukłony Rzekli « Niech będzie Jezus Chrystus pochwalony » — — « Na wieki wieków, amen » starzec odpowiedział, A gdy się o ważności poselstwa dowiedział, Prosi do chaty; weszli, zasiadają ławę. Pierwszy s posłów stał w środku i jął zdawać sprawę. Tymczasem szlachty coraz gęściéj przybywało. Dobrzyńscy prawie wszyscy; sąsiadów nie mało Z okolicznych zaścianków, zbrojni i bezbronni, W kałamaszkach i bryczkach, i piesi i konni, Stawią wozy, podjezdki do brzezinek wiążą, Ciekawi skutku narad koło domu krążą: Już izbę napełnili, kupią się do sieni; Inni słuchają, w okna głowami wciśnieni. Drodzy zebrani, To jest temat, w którym znajdziesz odpowiedź na wskazówkę Ksiądz z Pana Tadeusza dla gry Krzyżówki wyspy . Najpierw pojawił się Wyspa 8 Poziom 6 Hasło 4 i mogą być dostępne w ramach innych zagadek. Ta gra jest doskonała, jest bardzo dobrze zaprojektowana i kiedy ją sfinalizowaliśmy, dzielimy się wszystkimi odpowiedziami na temat tej gry. Więc o innych odpowiedziach z gry Krzyżówki wyspy, będą aktualne podczas gry. Odpowiedzi na wszystkie wskazówki będą dla Ciebie dostępne, a jeśli masz jakiś komentarz, chętnie go rozważę w przyszłych aktualizacjach. Odpowiedź to : ROBAK Pamiętaj, że zawsze będę wspominał główny temat gry : Krzyżówki wyspy Odpowiedzi, link do aktualnego poziomu : Wyspa 8 Poziom 6 Hasło 4 Krzyżówki wyspy i link do następnej wskazówki Krzyżówki wyspy Brak szacunku do drugiej osoby. oraz link do następnej wskazówki: możesz chcieć poznać treść pobliskich tematów, aby linki te poinformowały Cię o tym! Prosze podziel sie z nami swoja opinia. Zawsze są mile widziane. Czy zastanawiałeś się więc nad zostawieniem komentarza, poprawieniem błędu lub dodaniem dodatkowej wartości do tematu? Zamieniam się w słuch…. This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish. Cookie settingsACCEPT Zmarł ks. prałat Tadeusz Kisiński. Śp. ks. prałat Tadeusz Kisiński święcenia prezbiteratu otrzymał we wrocławskiej katedrze pw. św. Jana Chrzciciela w 1955 roku. Pierwsze lata kapłaństwa przepracował w parafii pw. Świętych Piotra i Pawła w Legnicy. Wrócił do tego miasta w 1968 r. jako wikariusz w parafii pw. Świętej Trójcy z zadaniem stworzenia ośrodka duszpasterskiego w kościele filialnym pw. św. Jacka. Po 4 latach oficjalnie powstała tam osobna parafia. Urząd proboszcza zdał w połowie 1997 roku. Został w parafii pw. św. Jacka jako rezydent. Przez wszystkie lata swojego proboszczowania u św. Jacka wspierał funkcjonowanie środowiska kolejarskiego, a później NSZZ "Solidarność". Przed czterema laty został odznaczony medalem "Pro Memoria" za wybitne zasługi w utrwalaniu pamięci o ludziach i ich czynach w walce o niepodległość Polski podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu. Kapłan znany był z zamiłowania do twórczości Adama Mickiewicza, czego świadkami byli liczni legniczanie, którym ksiądz cytował jego dzieła z pamięci. Gdy oficjalnie ogłoszono informację o wydarzeniu o znamionach cudu eucharystycznego w kościele pw. św. Jacka, śp. ks. Tadeusz Kisiński mówił "Gościowi Legnickiemu", że to ważny znak zwłaszcza dla kapłanów: Jeśli nie slyszysz radia spróbuj inny strumień lub zewnętrzny player 8 października 2017 r. (niedziela) – godz. - eksporta do kościoła pw. św. Jacka w Legnicy i Msza św. koncelebrowana pod przewodnictwem biskupa Marka Mendyka. Czuwanie modlitewne przy zmarłym do godz. 9 października 2017 r. (poniedziałek) - od do – oficjalne przemówienia i pożegnania, godz. - Msza św. pogrzebowa pod przewodnictwem biskupa legnickiego Zbigniewa Kiernikowskiego. Po Mszy św. przejazd na cmentarz komunalny w Legnicy (przy ul. Wrocławskiej) i dalszy ciąg uroczystości pogrzebowych. « ‹ 1 › » oceń artykuł

ksiądz z pana tadeusza